Recenzja filmu

Enola Holmes (2020)
Harry Bradbeer
Szymon Waćkowski
Millie Bobby Brown
Henry Cavill

Życie rodzinne

Opowieść o młodszej siostrze Sherlocka Holmesa okazała się — jak niejednokrotnie kokietują nas reklamowe slogany — niezłą rozrywką dla całej rodziny. Dynamiczna akcja stanowi rdzeń "Enoli
Życie rodzinne
Zwykle kiedy coś jest dla wszystkich, jest dla nikogo. Cóż, nie tym razem. Opowieść o młodszej siostrze Sherlocka Holmesa okazała się — jak niejednokrotnie kokietują nas reklamowe slogany — niezłą rozrywką dla całej rodziny. Czego tutaj nie ma! Tyleż urocza, co bezczelna nastolatka zmaga się nie tylko z przemądrzałymi braćmi, którzy roszczą sobie prawa do decydowania o jej losie, ale i z pierwszym miłosnym zauroczeniem, złowrogimi oprychami oraz skostniałym społeczeństwem zamkniętym na rewolucję. 



Mamy do czynienia z kinem eklektycznym co się zowie, bez mała postmodernistycznym miszmaszem na poziomie koncepcji, myśli, i wykonania. Reżyser Harry Bradbeer, dla którego to bodaj pierwszy duży pełny metraż po latach spędzonych z serialami różnej prowieniencji — z flagowym "Fleabag" na czele — dyryguje tym wszystkim z akrobatyczną sprawnością. I nawet, gdy momentami w trakcie żonglerki traci koncentrację, sam spektakl na tym nie cierpi. Choć film trwa dwie godziny z minutami, wydaje się pędzić niczym wagonik kolejki górskiej. Spora w tym zasługa Millie Bobby Brown, emanującej niemalże namacalną, kinetyczną energią.

Brown, a raczej jej bohaterka, Enola Holmes, robi tu za narratorkę i tłumaczy oglądającym świat; tłumaczy go tak, jak sama go postrzega, czyli frenetycznie. Wystarczy jej kilka minut, aby nie tylko nakreślić intrygę, ale i zreferować dotychczasowe życie. Oraz podzielić się etymologią swojego ekscentrycznego imienia, które, czytane od tyłu, daje angielskie „samotna”. Jest to niejako klucz do rozgryzienia energicznej dziewczyny. Wychowywana przez matkę z dala od ludzi na specjalistkę od nauk ścisłych i od łamania szczęk, pewna swojej niezależności i — może jeszcze nie do końca świadomie — afirmująca swoją płeć, znajduje się gdzieś na marginesie dziewiętnastowiecznego społeczeństwa. Dlatego kiedy po tajemniczym zniknięciu rodzicielki do wiejskiego domostwa przybywają po latach jej bracia, Sherlock i Mycroft, panowie są święcie przekonani, że trzeba sformatować Enolę do roli, jaką przypisały jej ówczesne konwenanse.


Tryskająca życiem nastolatka jest symbolem nadchodzącej rewolucji, oni zaś — archaicznymi emanacjami świata wzniesionego na męskich przywilejach. Stąd dojść musi do konfrontacji nie tylko interesów, ale i postaw. Mimo że pogoń Enoli ku swojemu „ja” jest tutaj zaakcentowana wyraźnie, to jednak pierwsze skrzypce gra czysta przygoda. Zanim intryga zostanie zawiązana, a potem znajdzie swoją kulminację, wydarzy się setka rzeczy. Podpowiem jedynie, nie zdradzając fabularnych detali, że będą tu porwania, bijatyki, rządowe intrygi i konflikty rodzinne.

O ile wszystko to może brzmieć cokolwiek wydumanie, bez obawy, to dynamiczna akcja stanowi rdzeń "Enoli Holmes", a warstwy treściowe nakładają się na nią bez zgrzytu. Udało się także uniknąć pułapki, którą określiłbym fetyszyzacją Sherlocka. Nie próbuje się przemycić go tylnymi drzwiami i zrzucić na jego barki ciężaru filmu. Jak rzadko, jest on pokazany nie tylko jako człek zmęczony tym, co musi zrobić, mężczyzna pozbawiony tego charakterystycznego, maniakalnego żaru, ale i produkt swojej epoki, dla którego przemierzenie pokoleniowej przepaści okazuje się trudniejsze niż dedukcja. Nieczęsto też widywaliśmy Sherlocka zmuszonego radzić sobie z targającymi nim uczuciami i rodzinną spuścizną; bo Bradbeer zdaje się sugerować, że nie tylko ładne lico, ale i piękny umysł odziedziczył po mamie. Tak czy siak, trzyma wysysającego z ekranu całe powietrze Henry'ego Cavilla na uwięzi, dzięki czemu Brown może poszaleć. 

Brakuje w filmie tylko jednego, co przecież utożsamiane jest z nazwiskiem Holmes, mianowicie kryminalnej intrygi. Sensacyjna jest, i owszem; zagadki do rozwiązania - brak. Filmowa szarada wydaje się pretekstowa i niezbyt wymagająca - zarówno dla Enoli, jak i dla publiczności. Co oczywiście nie zmienia faktu, że w zamian dostajemy niegłupią i pełną serducha przygodę dla całej rodziny. 
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones